.....A już rosnące pachnie ciasto, A już zapadasz w sen Wigilii, Już prawda się ze złudą miesza I ćmi z komina modrym dymkiem : To Andersen senniki wiesza Na planetarium twojej choinki.....
J.Tuwim, Kwiaty polskie
Wszystkim świętującym i nie świętującym..bez względu na wyznanie POKOJU i RADOŚCI !!!!
Inowrocław, lata osiemdziesiąte XX wieku. Codzienny rytuał powrotów ze szkoły do domu, Z paczką kolegów lub samotnie. Przez osiedle, a innym razem przez park. Nasze powroty były bardzo ważne, zależały od naszego humoru to budowały wspólną więź, tym bardziej, że zdarzało się nam po drodze nieźle narozrabiać. Droga przez park najczęściej wiodła również przez ulicę Czarnieckiego. A tam mieszkali Cyganie. Jedna cyganka chodziła z nami do szkoły, a my czasami dokuczaliśmy jej, śpiewając i improwizując naprędce „cygańskie” tańce. Kiedyś nie wróciła do szkoły. Ktoś nam powiedział że jakiś cygan ją porwał ale nie znaliśmy cygańskich zwyczajów. Czasami baliśmy się chodzić koło tych cygańskich domów bo dorośli mówili nam że, oni porywają dzieci i jeszcze cyganią ludzi. Nasza ciekawość była silniejsza niż strach. Lubiliśmy zaglądać za płot, żeby zobaczyć co się u nich dzieje. To była jakaś fascynacja kolorowymi spódnicami kobiet, kwiecistymi chustami, złotem i dziwnym, egzotycznym językiem, tak niepodobnym do żadnego innego.
Bywało, że ze szkoły wracałem sam, bo tam była Ona. Fascynowała mnie i w jakiś sposób przyciągała. Często stała w oknie poważna i zamyślona. Nie…nie uśmiechała się.. .nie pamiętam zresztą. Czasami widywałem ja także na podwórku na ławce w przydomowym ogrodzie. Czas jednak zatarł ślady w pamięci…czas zatarł starą kobietę…
Nie przypuszczałem, że po wielu latach Angelika Kuźniak odświeży w mojej pamięci wspomnienie kobiety w oknie. Wtedy nie wiedziałem, że codziennie widuję Papuszę. Dziś wiem, kim Ona była.
Stara, złamana kobieta umarła. Na cmentarzu p.w. Św. Józefa pochowali ją z daleka od grobów współbraci. Nawet wtedy ją wykluczyli. Pod koniec życia powiedziała "Gdybym się nie nauczyła czytać i pisać, ja głupia, byłabym może szczęśliwa".
Kiedy urodzona? Trudno orzec, bo u Cyganów inna miara. Słońce i księżyc to zegar, pory roku to lata. Ot, kiedyś przed wojną. Pierwszy rok życia dziecka decyduje o jego przeszłości. U Papuszy stało się inaczej. Na trzeci dzień od jej urodzin zjawił się duch. Przeliczywszy dobro, które ją spotka i zło, które przeżyje, pozostawił wróżbę, której stare Cyganki nie mogły powtórzyć. Szeptały między sobą :”Albo będzie z niej wielka duma, albo wielki wstyd”. Ochrzcili we wsi i dali imię Bronka, ale nikt tak nie wołał, tylko „Papusza” - lalka. Duch musiał ją zacnie obdarzyć, bo bystra była, przedsiębiorcza i chciała się uczyć czytania. Kura za lekcję – to wysoka cena. Wyższą przyjdzie Papuszy jeszcze zapłacić. Zresztą od początku wydawała się inna, dzika. Drobna, czarna jak heban i nadwrażliwa…chodziła po lasach, coś tam do siebie gadała…być może już rodziła się w niej poezja. Miłość trwała krótko. Na zawsze w jej sercu została zadra. W końcu wydali ją za mąż za starszego o 25 lat Dionizego Wajsa, z którym jeździła po wioskach i koncertowała. A Wajs? Cudne dłonie harfiarza potrafiły sprać na kwaśne jabłko. Wytrzymała…wszak to obowiązek być posłuszną mężowi. Szczęścia i macierzyństwa nie zaznała. Czas wojny wstrząsnął nią do głębi.Zewsząd bieda, głód i morze krwi. Tabory chowały się po bagnach i lasach przed zagładą. Przyszło jeść konie z głodu co u Cyganów wielką zbrodnią. Szero Rom wybaczył Przestała marzyc i zacięła się w sobie, co być może wpłynęło na jej gila romane, które zaczęła układać z głowy. Podobno sam Wajs się nimi zachwycał. Dzieci nie mieli. Przygarnęli cudze. Nazwali go Tarzanek.
W lesie na jej drodze stanął Jerzy Ficowski. Jakież to dziewczę piękne i młode, jakiż to obok poeta? Poeta za udział w AK ukrywał się przed łapami bezpieki i urzeczony słuchał Papuszowych pieśni. A że piękne były to zapisuj - powiadał… Organizował papier na którym Papusza wieczorami skrobała kulfony.”Czytać umiem dobrze, ale pisać - szkaradnie, bom mało pisała, a czytałam dużo". Pisała podobno wcześniej. Ni to dziennik, ni pamiętnik. ” Tak sobie nabrałam do głowy, że w życiu coś musi po mnie zostać na tyle żalu i smutku, co ja przechodzę w życiu.” Braciszek, jak pisała do niego Papusza, zabrał owe wytwory cygańskiej duszy do Warszawy, gdzie pokazał Tuwimowi. Zachwyt i zauroczenie. Pierwszy wiersz w prasie. Przez jakiś czas korespondowali ze sobą. „Panu Tuwimowi napiszę prawdę, że jestem tylko wróżka, a nie poetka". Z jednej strony była dumna z poezji a z drugiej strony bardzo się wstydziła. Silnie przeżyła śmierć poety.
Cygańskie taborowe życie stawało się coraz trudniejsze. Milicja nakazywała stałe osiedlanie a tabory nadal uciekały w leśną wolność. Nikt nie zwracał na pisanie Dyźkowej kobiety do czasu wydania przez Ficowskiego książki „Cyganie polscy”. Starszyzna Cygańska uznała ją za zdrajczynię.”Falorykta” zabrzmiało jak wyrok śmierci. Musiała z Dyźkiem opuścić tabor. Oskarżenia za zdradę tajemnic gadziom, groźby włóczenia końmi a nawet pobicia złamały jej psychikę. Wydawało się, że była taka mocna, niezłomna. To tylko skorupa. Wrażliwa i krucha, pełna nieśmiałości, braku pewności siebie, choć mająca swoją dumę i system wartości. Dumna i szczęśliwa z wierszy a jednocześnie nieszczęśliwa.
” Ja się na poetkę nie prosiłam, a że wyście mnie wybrali, to trudno, zobaczymy, jak nie pomrzemy”
Miewała okresy powrotu do zdrowia. Coś tam pisała, a potem w szale darła i paliła Przyjęli ją do Związku Literatów Polskich. Pomagali życiowo .Kiedy w na początku lat 70 umarł Dyźko, umilkła i Ona. Zamknęła się w sobie i swoim świecie a potem zawzięcie czekała na swojego Tarzanka. Stała w oknie i czekała. Jej dramat odcisnął silne piętno w tradycji cygańskiej. Podobno do dziś stare Cyganki plują wymawiając jej imię. W pamięci gadziów zachowała się w postaci trzech nagród ,trzech tomików wierszy, trochę muzyki i piosenke. To dużo i mało. Co to to dla nas znaczy?
„A może kiedyś w świecie zrozumieją, że ja nic złego nie zrobiłam, i nikomu nie zrobiłam krzywdy, i nie staram się o to".
„Papusza” Angeliki Kuźniak to dla mnie książka intymna i osobista. O wrażliwości, odmienności przy uwikłaniu w tradycję, obowiązek, rodzinę a próbą znalezienia osobistego szczęścia. O kosztach dokonywanych wyborów. W swojej reporterskiej opowieści autorka nie interpretuje faktów i nie dodaje niczego od siebie. Raczej stoi z boku ,pozwala wypowiadać się swojej bohaterce i splata kruche nici w jedną opowieść. Opowieść o Cygańskiej poetce, która nikogo nie udawała i za próbę bycia sobą zapłaciła wysoką cenę.
RobertM
Książka zrecenzowana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Czarne
Seria wydawnicza Reportaż
Autor okładki Agnieszka Pasierska / Pracownia Papierówka
W tradycji katolickiej miesiąc listopad
to czas święta Wszystkich Świętych oraz Dzień Zaduszny w którym wspominamy
zmarłych, tych bliskich i tych nie znanych.
Natomiast w tradycji żydowskiej
nie ma odpowiednika tych świąt.
Odmawia się modlitwę za zmarłych
- Jizkor (dosłownie: "pamiętaj") w synagodze cztery razy w roku: w
Jom Kipur, ostatni dzień Sukot, a także w Pesach i Szawout.
Pamięci zmarłej osoby poświęcony jest jarcait (jorcait) - dzień
rocznicy jego śmierci.
Nie ma nic niestosownego w
zapalaniu świeczek na grobach i w innych miejscach pamięci Żydów (przez osoby,
które nie są Żydami), według zwyczajów panujących w kraju, w którym te groby
się znajdują.
Najogólniej mówiąc, według
religijnego prawa żydowskiego oznaczenie miejsca czyjegoś pochówku kamieniem
nagrobnym jest uznawane za spełnienie micwy (przykazania). Dokładniej: za kontynuację
micwy hesed szel emet czyli prawdziwego umiłowania.
Judaizm uważa tę formę dobroci,
którą skierowujemy wobec zmarłych, za najwyższą formę dobroci, bo nie istnieje
najmniejsza nawet możliwość, aby ten, komu ją okazujemy, mógł nam za nią
odpłacić. Jest to więc dobroć całkowicie bezinteresowna.
Takie traktowanie zmarłego jest
przyczyną istnienia popularnego zwyczaju kładzenia kamyków na grobie, przez
Żydów odwiedzających cmentarze.
Po tym, gdy już odbył się pogrzeb
(nawet, jeśli było to wiele lat temu) i nie mogliśmy w nim uczestniczyć, nawet, gdy płyta nagrobna została już dawno
położona, a macewa dawno postawiona na grobie, wciąż możemy realizować micwę
oznaczenia grobu, poprzez dodawanie do istniejącego dużego kamienia - naszych
małych kamyków.
W tradycji żydowskiej nie ma
zwyczaju stawiania na grobach kwiatów, choć czasami daje się zaobserwować ich
obecność na żydowskich cmentarzach, zapewne pod wpływem zwyczajów przejętych od
chrześcijan.
„Tamten świat
zniknął, jak ognisko, na które chluśnięto nagle wodą z wiadra .A teraz właśnie
kończy się rozwiewać po nim dym..… Dym się rozwiewa.”
W 1922 roku
wybitny dziennikarz Walter Lippman w książce Public Opinion wprowadził termin
stereotypu, który zdefiniował jako
uproszczone obrazy rzeczywistości w naszych głowach, ale bardzo
niedokładne, odporne na zmiany, wytwarzane i przekazywane przez społeczeństwo.
Takie
zakodowane obrazki zaburzają naszą zdolność właściwego postrzegania .Widzimy Cygana
i często nie zastanawiając się nad prawdziwością jakiegoś stwierdzenia,
przypisujemy mu różne negatywne cechy, zakodowane w naszej głowie. Rozrzewniają
nas cygańskie skrzypki, wolność, ale Cygana za sąsiada mieć nie chcemy. Jeden i
drugi stereotyp jest krzywdzący.
„Dym się
rozwiewa” jest debiutancką książką Jacka Milewskiego, od wielu lat związanego z
kulturą romską, dyrektora jedynej w Polsce szkoły w Suwałkach , gdzie nauka
odbywa się w języku romani. W 2008 roku Jacek Milewski otrzymał za książkę
nagrodę imienia Beaty Pawlak. Jury konkursowe w uzasadnieniu werdyktu napisało, że książka Milewskiego
przedstawia "nieznany świat, który jest tuż, obok, na wyciągniecie ręki”.
Już na wstępie
książki pojawia kłopotliwy sprawa.. Cygan czy Rom? Romofile i działacze organizacji
romskich skłaniają za użyciem słowa „Rom”, ponieważ według nich „Cygan” kojarzy
się w sposób jednoznacznie pejoratywny. Jacek Milewski użycie słowa „Cygan”
argumentuje wieloletnią tradycją, także językową, ponadto podaje mocny argument
na to, że nie każdy Cygan określi się jako Rom, bowiem w Niemczech żyją Sinti,
we Francji i Hiszpanii Manuśe i Kale.
„Dym się rozwiewa” to zbiór opowiadań o życiu współczesnych Cyganów – Romów. Autor
snuje swoje opowieści ustami głównych
bohaterów, którzy opowiadają o swoim codziennym życiu, asymilacji,
przestępczości, edukacji. Autor oczekuje od nas byśmy patrzyli na świat Cyganów
ich własnymi oczami by zmierzyć się z blaskami i cieniami codziennego życia,
pośród stygmatyzacji i nietolerancji społecznej. To codzienny świat
współczesnych Cyganów. Życie w Polsce i na emigracji.
Każda z
historii to inny narrator. Nie brak w nich łez ,ludzkich dramatów i cierpienia.
Krakowskie historie o Paszce , który ukochał świat Cyganów, Srebrnopalcym
skrzypku oraz pieśniach pełnych żalu, bólu i rozstań, po których nie ma już
powrotu. O tym, jak ważny dla Cyganów
jest romanipen, świadczy „żart” Błondo w opowiadaniu „Dura lex, sed lex”.
Krok po kroku,
strona po stronie obalane są mity i stereotypy dotyczące Cyganów, czego
przykładem jest dziennikarska prowokacja dot. rzekomego procederu wytapiania
smalcu z psów. W innej opowieści poznajemy Czarliego, cygańskiego chłopca,
który zmaga się z językiem polskim na
kartach z pisanego przez siebie pamiętnika.
Milewski nie
ocenia. Przedstawia świat Cyganów, takim jaki on jest, bez specjalnych upiększeń.
Pracując z Cyganami, sam próbuje rozumieć ich postępowanie. Choć uznany
przez Cyganów za swojego ,to jednak jest
Gadzio i musi podporządkować się
systemowi cygańskich zwyczajów. Choć ma otwarty umysł to czasami trudno jest mu
zaakceptować młode uczennice będące matkami.
”Twój dom,
matki i ojca, wujków i ciotek,to twoje liceumy. Rodzina a starsi to twoje
profesory. Romano celo to sejm , a Sero Rom –prezydent i sędzia.” Rodzina to szczególna wartość dla
Cyganów, bowiem uczy ona i jest
odpowiedzialna za przekazywanie zwyczajów. Dlatego też bardzo ważne jest
przestrzegania przez wszystkich bez wyjątku romanipen. Romskość jest bardzo
ważną wartością dla każdego Cygana. Zobowiązuje do dumy z pochodzenia, nakłada
obowiązek poszanowania języka i używania go w środowisku Romów. Współcześnie
Cyganie rozumieją, że ochrona tradycji i starych wartości jest możliwa dzięki
młodym ludziom, którzy chcą się uczyć, podejmują studia. Tym samy mogą
pielęgnować tradycję. To w chwili obecnej dość pionierska droga. Od niedawna
dzieci romskie otrzymały pierwszy elementarz w języku romani. W szkołach
pojawiają się asystenci romscy.Zmiany zachodzące w społecznościach romskich są
spowolnione ale zachodzą.
Mimo tych
zmian Romowie - Cyganie żyjący wokół
nas, nadal bywają społecznie bywają niedostrzegani,
a jeśli już to w kontekście wykluczenia. Nadal część społeczeństwa patrzy
na Cyganów poprzez utrwalone w
świadomości klisze, które doskonale utrwalają media.
Książka
Milewskiego ma szansę rozwiać dym i mgły ludzkiej ignorancji i ksenofobii.
Pozostaje
jednak otwarte pytanie czy ludzie chcą poznać swoich sąsiadów i czegoś się nauczyć?
Robert M
Książka zrecenzowana dzięki
uprzejmości Wydawnictwa Zysk i S-ka