sobota, 6 kwietnia 2013

Sanatoryjny romans



On…całe życie cierpiał na kamicę nerkową…czasami przyjeżdża do Truskawca.. Tam, za zgodą burmistrza Rajmunda Jarosza wystawiają  jego rysunki. Kuracjusze oglądają, szepczą. Nie obywa się nawet bez skandalu z posłem. Na promenadzie przyglądają się nie wysokiemu, niezbyt przystojnemu mężczyźnie…ot, zwykły nauczyciel  drohobyckiego gimnazjum

Ona….uznana pisarka, w balzakowskim wieku…rozwódka.. raczej ładna niż piękna. Mężczyźni ją inspirowali. Zdążyła już poznać tego mężczyznę w Warszawie. Spędziła tydzień w jego towarzystwie. Zachwyciła się jego książką, a On podarował jej pięknie oprawiony egzemplarz.

Kilka lat zeszło zanim spotkali się ponownie.. tym razem namówił ja na spotkanie w Truskawcu. Cierpi znów na depresję.

 




Jest rok 1939. Bruno Schulz i Zofia Nałkowska.

Maria Gizela Lessem tak pisze o spotkaniu na uzdrowiskowym dworcu : „Schulz zjawił się z pobliskiego i swego rodzinnego Drohobycza z olbrzymim –jakże prowincjonalnym bukietem, z jakimś niesamowitym torcikiem wypieku jego starszej siostry, smutnej i poważnej pani.”



Nałkowska zakwaterowała się w willi Marysia. Schulz zaprosił obie panie do swojego domu w Drohobyczu. W Truskawcu uwielbiam wysiadywać w jej pokoju i rozmawiać z nią.



Nałkowska w swoich Dziennikach zanotowała lapidarnie: „Doskonałe rozmowy z Schulzem w Truskawcu” .


Nigdy więcej się nie spotkali….



foto by internet